wtorek, 1 grudnia 2009

pomplamoose

Dziś po południu naszło mnie nagle wspomnienie Trzepaka. Dla wszystkich niewtajemniczonych - to takie miejsce gdzie bynajmniej nie trzepie się dywanów a gdzie, nie wiedzieć czemu wydarzają się tzw. magiczne momenty w życiu.
W moim przypadku, jeden, taki szczególny Trzepak okazał się punktem zwrotnym mojej drogi i pokierował mnie tu, gdzie obecnie się znajduję. I cieszę się, że tak się stało.
Pomyślałem jeszcze, że może to już czas aby poszukać kolejnego Trzepaka....
Choć poniższy klip może zadziałać trochę demotywująco - toć jednakowoż wygląda na to, że oni też spotkali się na Trzepaku. Nazywają się Pomplamoose (z francuskiego grejpfrut) i są co najmniej zaraźliwi. Polecam obejrzenie i wysłuchanie wszystkich kawałków. Są naprawdę niezłe. Można się udać też tu.
(Martu - dzięki za zainfekowanie mnie!)

 

Wielkie dzięki dla tych, którzy znaleźli się ze mną na tym samym Trzepaku!
 

czwartek, 26 listopada 2009

Color Blindness

Od wczorajszego popołudnia postanowiłem robić tylko czarno-białe zdjęcia. I znalazłem nawet ku temu całkiem dobry powód. Otóż, jakiś czas temu moich przyjaciół zaciekawił fakt, iż moje postrzeganie/nazywanie kolorów różni się lekko od ichniejszego. Szybko zostałem postawiony w obliczu testów i w miarę fachowo zdiagnozowany, tudzież określony jako Color Blind.
Czy dostrzegasz w ogóle kolory? Czy widzisz inaczej niż wszyscy? A jakiego koloru jest ta podstawka pod tym zielonym kwiatkiem? Czy możesz parkować na miejscach dla inwalidów - padło w moim kierunku.
I wszystko było by fajnie bo nawet znam odpowiedzi na niektóre z powyższych pytań. Ale świadomość tego, że już nigdy nie zostanę pilotem...
Pozostaje mi tylko cieszyć się faktem posiadanie tejże wyjątkowej cechy, nawet jeśli jest swoistą wadą wzroku.
 ... lecz nie na długo - pan Google pisze, że 5% -8% populacji mężczyzn cierpi na tą samą, wyjątkową przypadłość. No i to by było na tyle jeśli chodzi o niepowtarzalność.
Dobrze że chociaż wiem, że czerwone światło jest na samej górze. ;)

sobota, 21 listopada 2009

Ziarenko

Wczoraj po południu, albo raczej wczesnym wieczorem mój malutki braciszek Dominik wraz ze swoją niedawno poślubioną małżonką Agnieszką oznajmili mi niesamowitą wiadomość.
Już wkrótce zostanę wujkiem!
Zdjęcie maciupeńkiego - ok 7mm ziarenka w brzuszku Agnieszki i wszystko jasne. Sama radość!
Szkoda, że nie mogę ich wyściskać osobiście.

Kaśku, a my co robimy w przyszły weekend...?


Już potrójni - Agusia i Dominiś

czwartek, 19 listopada 2009

Alice in Chains – HMV Forum London - 17 listopada 2009

Zajebiście – to słowo nie określi odpowiednio tego, co miało miejsce wtorkowego wieczoru w północno-londyńskiej sali koncertowej HMV Forum.

Kawałek 'Them Bones' rozpoczął koncert mocnym uderzeniem bez nawet słowa wstępu. Wirujące światła przeniknęły gesty dym i riffy, riffy które od razu  rozpoznał każdy z obecnych. Barierka balkonu na którym siedzieliśmy zaczęła poruszać sie w rytm uderzeń perkusji. Po prostu weszli i grają!
Szybkie przejście do Dam That River i powoli uzmysławiam sobie, że nie mam innego wyjścia jak tylko popłynąć wraz z melodia śpiewaną przez pana Williama i pana Jerrego. Nawet nie pomyślałem o stawianiu oporu. Boże, to naprawdę Alice!
Szybkie zmiany gitar pomiędzy kawałkami i tylko błysk zapalniczki przy papierosach zapalanych przez obsługę na zmianę Cantrell’owi i Inez’owi. Wszystko jak w transie: okładki płyt przed oczami, fragmenty teledysków w wyobraźni i znane na pamięć dźwięki dobiegające ze sceny.
O, grają nowe.  To prawda co pisali - DuVall śpiewa naprawdę nieźle. Ale gdzieś w głębi duszy szkoda Layne’a.
Chwila przerwy i… nie, niemożliwe. Zagrają akustycznie! Jak na ukochanym MTV Unplugged siedli na wysokich stołkach. Przed nimi mikrofony. Mike zdążył rzucić tylko ‘We have to make ourselves comfortable’ i już ‘Heaven beside you, Hell within’ nucili wszyscy wraz z Alice in Chains!
Parę kawałków i Jerry znów zamienia gitarę na elektryczna. DuVall wciąż na akustycznej zaczyna e G DC – To oczywiście moje ulubione Nutshell! ‘We chase misprinted lies, We face the path of time’ samo wychodzi z ust większości zgromadzonych. 
W chwili gdy, człowiek myśli o sobie, że już wyrósł z tego całego Grunge’u nagle rozpruwa go na wylot gitarowa solówka w wykonaniu samego Cantrell’a i wysypuje z niego niezasznurowane trampki i flanelową koszulę. Ehhh…
Dalej to już tylko Sean – perkusista grający chwilę w blond peruce rzuconej na scenę przez jednego z fanów i William wyczyniający na gitarze rzeczy wręcz nieopisywalne.
No i oczywiście Mike raczej monologicznie do tłumu po wywołaniu na bis– ‘Shut the fuck up, we are trying to play here’.
Kończące koncert ‘Would?’ i ‘Rooster’ dostawiają tylko kropkę do słowa – Zajebiście. 
Przed koncertem miałem pełną czapkę pytań: Czy grają tak jak na płytach? Czy nowy wokal daje rade? Czy nie są za starzy? Itp. Moja odpowiedz to tylko 3 litery  t. a. k.!
Muzyka AiC dla mnie zawsze będzie czymś więcej niż kolejną płytą na półce. Ale tak juz było przed koncertem. Po nim, jedynie się w tym utwierdziłem.





Ponieważ stwierdziłem, że żadne komórkowe zdjęcia nie oddadzą klimatu tego wydarzenia, zrobiłem tylko jedno - tak na pamiątkę.
Jestem pewien, że dużo więcej można znaleźć na Tubie Ju. ;)



Set list:
Them Bones
Dam That River
Rain When I Die
Check My Brain
Your Decision
We Die Young
Last of My Kind
Sickman
Again
It Ain't Like That
Heaven Beside You
Got Me Wrong
Black Gives Way To Blue
Nutshell
Lesson Learned
Angry Chair
Man in the Box

Bis:
Acid Bubble
Would?
Rooster

Pozdrawiam,